Jak zwrócić wybrakowaną papugę?

Rozzuchwalili się nam obywatele bardzo. Tylko im dawaj towar bez usterek. Zapomnieli, jak było im za socjalizmu. Za ojczyzny ludowej brali towar byle jaki i się cieszyli, że jest. Nieważne, że kaprawy, ważne, że zdobyty. Ale się pozmieniało. Dzisiaj wybrzydzają, jak tylko jakąś drobną ustereczkę zauważą, zaraz im zwracaj pieniądze, a jak nie to sądem straszą.
Bardzo pod tym względem upierdliwa była Genowefa Z., ponad osiemdziesięcioletnia staruszka, która zamiast myśleć już o rzeczach wiekuistych, zajmowała się jak najbardziej doczesnymi. W wieku osiemdziesięciu dwóch lat nagle zapałała ogromną miłością do wszelakich zwierząt i rozpoczęła budowanie w swoim M2 zwierzyńca, a właściwie rezerwatu, w którym wszystkie zwierzęta, bez względu na kolor i płeć, miały czuć się wolne. Po prostu – istny raj.
Na początek kupiła papużki nierozłączki. Latały po pokoju i dobrze im się żyło, choć smutno tylko we dwójkę. Zatem miłująca zwierzynę staruszka dokupiła ptactwa, tym razem pod postacią parki pięknych kanarków.
Kiedy już zasiedliła przestworza swojego mieszkanka, pomyślała, niczym sam Stwórca, o lądzie. Zaczęła od gryzoni czyli miniaturowych króliczków. Kicały wdzięcznie po całym pokoju. Potem przyszła pora na drapieżniki. Staruszka dokupiła parkę piesków. Nie ma co mówić, zaryzykowała bardzo. Było to co prawda mniejsze ryzyko niż zakup kotów, które jak wiadomo są „miłośnikami” wszelkiego drobnego ptactwa, ale zawsze – piesek niekoniecznie musi się zaprzyjaźnić z gryzoniem.


Jednak się udało. Pieski nigdy nie były głodne, więc nie musiały próbować, jak smakuje miniaturowy królik.
Zanosiło się na idyllę. Króliczki kicały, pieski merdały ogonkami, a nad nimi kołowały papużki i kanarki. Ciut nie raj, tylko patrzeć, jak zagnieździ się w nim wąż, czyli szatan.
I się zagnieździł. Co prawda nie pod postacią węża, tylko papugi, ale jak wiadomo szatan potrafi przybrać wszelaką postać.
Przez jakiś czas Genowefa delektowała się swoim zwierzyńcem, ale w końcu zaczęło jej się przykrzyć. Bo, prawdę mówiąc, staruszka nie miała do kogo gęby otworzyć. Kanarki tylko ćwierkały, pieski poszczekiwały, może nawet sprawiały wrażenie, że rozumieją, co się do nich mówi, ale żeby coś odpowiedziały sensownego… Nic tylko hau, hau.

Ratunkiem wydawała się gadająca papuga. Staruszka udała się zatem do pobliskiego sklepu zoologicznego i zamówiła gadającego ptaka. Zapłaciła dwa tysiące złotych i już po miesiącu dostarczyli jej dużego bydlaka. Pewnie był z Rosji, bo bydlak reagował tylko na słowo „papugaj”, co po rosyjsku oznacza właśnie papugę.
Choć reagował, to może zbyt entuzjastyczne określenie. On po prostu na dźwięk tego słowa otwierał powoli jedno oko. Poza tym papugaj cały dzień siedział strasznie zasępiony. W ogóle dzioba nie otwierał. Niby miał być gadający, a okazał się kompletnym mrukiem. Genowefa zagadywała go, prosiła, groziła – nic, kompletna cisza. Papugaj nawet dziobem nie kłapnął.
– Pewnie wybrakowany – pomyślała i z tą myślą udała sie do sklepu zoologicznego. – Oddajcie pieniążki moi kochaniutcy – zażądałą – bo towar jest wadliwy, nie chce się wysławiać.
– Nie kupiła szanowna pani od nas magnetofonu – wyjaśnili jej naprędce – który działałby niezawodnie, tylko żywe stworzenie, które ma swoje humory. Proszę być cierpliwą, prędzej czy później zacznie gadać. I to tak, ze go szanowna pani nie uciszy!
Nie zaczął. Za to papugaj okazał się prawdziwym zbirem. Korzystając z nieobecności właścicielki, to bydlę doprowadziło do rozłączenia papużek nierozłączek, A to w ten sposób, że je po prostu zadziobało. A gdy dokonało w raju Genowefy pierwszej zbrodni, zabrało się do następnych. Kiedy staruszka wróciła ze sklepu, zastała paugaja zajętego wydziobywaniem oczka jednemu z piesków. Pomoc nadeszła w ostatniej chwili, bo piesek już krwawił…


Genowefa nie miała zamiaru dłużej tolerować takich praktyk. Zapakowała papugaja i odniosła go do sklepu z żądaniem
zwrotu gotówki. Bo jak nie, to poskarży się rzecznikowi praw konsumenta, że nie dość, że sprzedali jej wybrakowany towar, to w dodatku jeszcze bardzo agresywny.
Co było robić? Nie odczepisz się od takiej upierdliwej staruszki. Wzięli więc papugaja w komis i powiedzieli, że zwrócą pieniądze, jak tylko uda się ptaszysko sprzedać.


Ale spróbujcie sprzedać ptaka z taką niewyjściową fizjonomią. Siedzi taki mruk na grzędzie, patrzy smętnie spode łba i nawet nie zagada, choć jest reklamowany jako gadający. Dzioba skurczybyk nawet nie otworzy.
A staruszka była coraz bardziej upierdliwa. Nachodziła ciągle właścicieli i domagała się pieniędzy. Żeby się wreszcie odczepiła, zaproponowali jej 1300 złotych, czyli pomniejszyli kwotę o koszty sprowadzenia papugaja. Powiedziała, że się zastanowi. Zastanawiała się krótko, tylko przez jeden dzień. Przyszła następnego dnia i zażądała 5 tys. złotych. – Ja też poniosłam koszty – wytłumaczyła właścicielom sklepu. – Proszę mi zwrócić gotówkę za zamordowane papużek nierozłączek, za leczenie krwawiącego pieska oraz pokryć mi poniesione koszty bezowocnych prób nauczenia tego gada gadania!
Tego nawet dla cierpliwych właścicieli było za dużo. Bo jakże to tak! Zwracać koszty nauczania ptaka mówienia!

A co? Czy ona go do szkół posyłała! Jak nic jest to sprawa do rozstrzygnięcia dla sądu. Tym bardziej, że staruszka zagroziła procesem. Opowiada, że już zgromadziła dowody w tej bulwersującej sprawie. Wielotomowe słowniki mowy polskiej, jako dowód wydatków poniesionych na nauczenia papugaja wysławiania się.